Kiedy Blaise położył mu rękę na
ramieniu, Draco bez namysłu ją strącił. Nie miał ochoty na takie pierdoły. Wzdrygnął
się pod dotykiem przyjaciela. A już najbardziej rozeźliły go słowa Pansy. Z
pewnością chciała mu pomóc, tyle że w tamtym momencie przestał myśleć. W głowie
miał pustkę. Kompletną pustkę.
- Wszystko będzie dobrze – wyszeptała
drżącym głosem Pansy.
Odważyła się stanąć naprzeciw
niego i spojrzeć mu w oczy, zasłaniając chłopakowi widok. Szybko jednak
spuściła wzrok na swoje dłonie, widząc lodowate oczy młodego Malfoya. Odepchnął
ją na bok, zupełnie nie przejmując się jej jękiem. Nie zdawał sobie sprawy, czy
używa w tym momencie siły czy nie.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał
rzeczowo Blaise, zasłaniając swoim ciałem Pansy. Dopiero po kilku sekundach
dotarło do Draco, co zrobił Zabini.
Nawet najlepszy przyjaciel
unikał wzroku Dracona. Zrobiło mu się słabo, bo zdał sobie sprawę z tego, jak
się zachowuje. Mimo tego nie potrafił do końca opanować emocji. Trzymał się
kurczowo myśli, że nie powinien robić nic pochopnie.
Chłopak błądził spojrzeniem
wokoło, aż w końcu natrafił na miejsce, w którym stał Blaise.
- Tak – wydusił z siebie
blondyn. Pansy od razu podniosła głowę i wpatrywała się w niego z
niecierpliwością. Ta dziewczyna naprawdę była gotowa mu pomóc. Przecież tak
robią przyjaciele. – Dajcie mi święty spokój.
- Ale… - usłyszał cichy głos
dziewczyny, a potem syknięcie.
Odwrócił się, kiedy jego
przyjaciele odchodzili. Owszem, wahali się, czy powinni zostawiać go samego.
Wiedzieli jednak, że Draco musi najpierw sam sobie wszystko poukładać. Przez
lata nauczył ich, że nie potrzebuje słodkich słówek, tylko ciszy i spokoju.
Widział jeszcze, jak Pansy
szarpała się, mówiąc coś rozdrażnionym głosem. Draco nie słyszał jej słów. Blaise
trzymał ramię dziewczyny w mocnym uścisku i szedł przed siebie. Draco ponownie
spojrzał w dół, kiedy oboje zniknęli w murach zamku.
Powoli uklęknął. Odważył się
spojrzeć na martwą Narcyzę i wziął delikatnie jej drobną dłoń w swoją. Wciąż
miała na palcu złotą obrączkę. Ręka jego rodzicielki była bezwładna. Kiedy
pierwszy raz spojrzał na swoją matkę, nie mógł uwierzyć w to, że kobieta nie
żyje. Patrzył wszędzie, byle tylko nie na nią, ale kiedy już utkwił w niej
wzrok, nie mógł oderwać oczu. Świadomość tego, że inni również stracili
najbliższych, wcale go nie pocieszała. On został kompletnie sam. Stracił
najbliższą mu osobę i nie miał najmniejszego zamiaru się z tym pogodzić.
Narcyza miała lodowato zimne
ręce. Jej cera wydawała się szara, a wydatne niegdyś kości policzkowe, zapadnięte.
Na czole widać było drobną ranę, a pod zamkniętymi powiekami ciemnie cienie.
Była bezbronna i drobna, ale wciąż wyglądała jak żona Malfoya. Godnie.
Pod oczami zapiekły go łzy i
zupełnie przestał przejmować się ludźmi, którzy go otaczali. Wpadł w szał, a w
jego głowie była tylko jedna myśl.
- Mamo, obudź się – poprosił
cicho.
Lecz ona nie posłuchała. Dalej
leżała bez życia na hogwardzkim dziedzińcu. Nie ruszała się. Draco potrząsnął
jej ramionami.
- Mamo, błagam, obudź się – poprosił
jeszcze raz, ale teraz łzy spłynęły po jego policzkach.
Czuł pustkę w sercu, a
jednocześnie ból tak dojmujący, że marzył tylko o tym, by zamienić się z matką
miejscami. Dopiero teraz dotarło do niego, jak mocno kocha tę kobietę i jak
wielka więź była między nimi. Tylu rzeczy jej nie powiedział. Za tyle spraw nie
przeprosił. Tak rzadko, prawie wcale, mówił jej „kocham cię”. Tyle by oddał,
żeby tylko Narcyza otworzyła oczy.
Już nie wstydził się łez.
Wreszcie poniósł karę za swoje czyny i wybory. Wreszcie poczuł się źle.
Wreszcie włączył emocje. Wreszcie mógł być słaby.
Szloch wstrząsnął jego ciałem.
Miał gdzieś to, że wszyscy się na niego patrzą. Pogładził matkę po policzku.
Nie zareagowała. Czy spodziewał się, że zareaguje?
Ktoś uklęknął obok niego i położył
rękę na jego plecach. Tym razem jej nie strząsnął.
- Nie martw się o pogrzeb,
Ministerstwo wszystko załatwi – powiedziała cicho Hermiona Granger.
Draco prychnął. Otarł łzy, po
czym spojrzał na nią i uśmiechnął się drwiąco.
- Ty naprawdę myślisz, że nie mam
serca – bardziej stwierdził, niż zapytał.
Patrzył na nią, na jej brudną od
kurzu i krwi twarz, na jej zmarszczone czoło, na rozbiegane oczy. Zarumieniła
się i spuściła głowę.
- Nikt nie powinien być sam w
takiej chwili – wyszeptała i zabrała rękę z jego pleców.
- Nawet Śmierciożerca? –
prowokował ją.
- To nie o to chodzi – pokręciła
głową. Spojrzała mu prosto w oczy. – Poza tym, ktoś powinien opatrzyć twoją
nogę.
- Nie potrzebuję twojej litości
– syknął.
Hermiona uniosła brwi i wstała
powoli.
- Skoro nie chcesz pomocy od…
kogoś takiego jak ja, to przyślę inną osobę – powiedziała cierpko.
Draco skrzywił się. Doskonale
pamiętał jak w drugiej klasie nazwał ją szlamą. Do dzisiaj się tego wstydził.
Uważał bowiem, że Hermiona Granger jest jedną z najbardziej utalentowanych czarownic,
jakie przyszło mu poznać. Tylko nigdy jej tego nie powiedział.
- Nie chcę pomocy od nikogo! –
odparł na to i odwrócił się do Narcyzy. Odgarnął jasne włosy z jej czoła.
Usłyszał odgłos kroków i
domyślił się, że dziewczyna odeszła.
Być może należało schować dumę
do kieszeni i dać sobie pomóc? Może ktoś powinien się nim zająć? Być może ktoś
naprawdę powinien opatrzyć jego ranę?
Nie mógł teraz o tym myśleć.
Jedyne, co zaprzątało jego głowę to fakt, że należy pochować Narcyzę Malfoy. Z
trudem teleportował się z nią do rodzinnego grobowca. Przez chwilę nie mógł się
ruszyć. Powoli fakty docierały do jego otumanionego umysłu. To jego ostatnie
chwile z mamą.
Wstał szybko i, nie zważając na
ból w nodze, otworzył grobowiec. Wszedł do środka. Panował tu półmrok, ale on
nie miał problemów ze znalezieniem kamiennej trumny Narcyzy, bo była podpisana
imieniem i nazwiskiem, tak jak wszystkie inne. Z trudem odsunął ciężką płytę i
znalazł w środku list. Już z daleka rozpoznał pismo matki. Schował kartkę do
kieszeni.
Łzy płynęły mu po policzkach,
gdy wrócił po jej ciało. Nie mógł wybaczyć sobie, że nie zapewnił jej godnego
pochówku. Ale kto miałby przyjść? Bellatriks nie żyła, Lucjusz został zesłany
do Azkabanu, a on nigdy nie zamienił słowa z ich dalszą rodziną. Przypomniał mu
się pogrzeb Abraxasa Malfoya. Przybyło mnóstwo osób, a dziadka Dracona żegnano
ze wszystkimi honorami.
Delikatnie podniósł matkę z
ziemi i włożył jej ciało do trumny. Złożył jej ręce. Kiedy zamknął trumnę,
krzyknął. A tym krzyku zwarł cały swój ból i rozpacz, wszystko to, co zostało
mu po matce. W jego głowie przewijały się wspomnienia. A w grobowcu cały czas
brzmiało echo jego bólu.
Wyszedł z dusznego grobowca i zatrzasnął
za sobą ciężki drzwi. Rozejrzał się dookoła. Malfoyowie od pokoleń byli chowani
pośrodku niewielkiego lasku. Słońce przebijało się przez drzewa, lecz poranek
był chłodny. Piękny majowy dzień. A Narcyza tak kochała maj…
Rzadko odwiedzał to miejsce.
Ostatnim razem był tu na pogrzebie ojca Lucjusza, a od tamtej pory minęło
kilkanaście lat. Otarł łzy wierzchem dłoni i ruszył przed siebie wydeptaną
ścieżką. Nie przejmował się mugolami, bo grobowiec był zabezpieczony
zaklęciami.
Potrzebował przestrzeni, z dala
od ciekawskich oczu i osób, które chcą mu pomóc. Szedł tak długo, aż dotarł na
skraj lasu. Ból w nodze coraz bardziej go osłabiał. Zobaczył niedaleko mały
domek, pewnie należący do mugoli. Pierwszą jego myślą było pójście tam. Dopiero
teraz odczuł ssący głód, ale nie miał odwagi podejść do domostwa. Przede wszystkim
zdawał sobie sprawę z tego, jak wygląda. Nie mógł tak zapukać do mugoli.
Nie miał także sił iść dalej.
Jedyne, czego chciał, to wrócić do domu. Zaraz pomyślał o zimnym dworku, w
którym się wychował. Innego domu nie miał. Z trudem ponownie się teleportował i
poczuł zawroty głowy. Zatoczył się, a przed oczami mu pociemniało. Zdecydowanie
musiał odpocząć. Wydarzenia minionej nocy i dzisiejszego poranka zwalały go z
nóg. Marzył o swoim wielkim, miękkim łożu.
Kiedy wreszcie już stał
stabilnie na nogach, a zawroty głowy ustały, zobaczył, że coś jest nie tak.
Brama dworku była zniszczona. Ogromną posiadłość zrównano z ziemią, a z całej
konstrukcji pozostały tylko trzy ściany. Wielki dąb leżał na ziemi, a po
ogrodzie nie przechadzały się pawie. Draco poczuł ukłucie w sercu. Wojna
odebrała mu nie tylko rodziców, ale także dom. Śmierciożercy zabrali mu
wszystko.
Podszedł powoli bliżej. Może
udałoby znaleźć mu się coś na przebranie i bandaż, by opatrzeć nogę? Chodził
ostrożnie po ruinach i znajdował kolejne ubrania. Otrzepywał je z kurzu i brudu.
Zaklęciami usuwał większe przeszkody. Był jak robot, wyłączył wszystkie emocje,
ale stopniowo opadał z sił.
Kiedy znalazł wszystkie
potrzebne rzeczy, przebrał się. Podwinął nogawkę spodni, by nie obcierała mu
rany. Nie miał, niestety bandaża, ale w jego ręce trafiła ocalała butelka
wódki. Wylał połowę zawartości na łydkę, by odkazić ranę, po czym pociągnął
spory łyk. Napój zapiekł jego suche gardło.
Rana piekła niemiłosiernie, a w
oczach znów pojawiły się łzy. Potrzebował opatrunku. Spróbował transmutować
kamień w bandaż. Nie mógł się skupić, dlatego zaklęcie podziałało za siódmym
razem.
Zawiązał na nodze prowizoryczny
opatrunek, który natychmiast przesiąkł krwią. Odsunął większe kamienie, by
zrobić sobie miejsce. Był naprawdę zmęczony, ból go osłabił, a oczy same się
zamykały, lecz wiedział, że musi przede wszystkim zadbać o własne
bezpieczeństwo. Ostatkiem sił rzucił kilka ochronnych zaklęć, których nauczyli
go rodzice.
Mimo niewygód, kiedy tylko
położył głowę na ziemi, od razu zasnął.
A śniła mu się mama…
Rozdział może i górnych lotów nie jest, ale coś się w nim dzieje. Nie jest też chyba taki najgorszy.
Pozdrawiam, A.
Ha, w końcu piątkowa wędrówka po blogach skończyła się czymś ciekawym! Miło jest znaleźć coś do poczytania.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl. Wszystko czyta się szybko, łatwo i przyjemnie, nie rzuciły mi się w oczy żadne błędy czy literówki.
Do gustu przypadły mi też opisy uczuć Draco, jego refleksje i opis Narcyzy. Bardzo ładnie ci to wszystko wyszło.
Prolog był ciekawy - króciutki, ale na temat i ładnie wprowadził do historii.
Pomysł z początkiem akcji na pobojowisku też fajny. Wojna się kończy, akcja zaczyna i jest dobrze.
Jedyne rzeczy, które mi trochę zgrzytają - "Jedyne, co zaprzątało jego głowę to fakt, że należy pochować Narcyzę Malfoy. Z trudem teleportował się z nią do rodzinnego grobowca. " - ta teleportacja tutaj. Wiesz, teren Hogwartu, te sprawy. Niby napisałaś, że się kanonu nie będziesz trzymać, ale jednak. Fakt, że cytat nie mówi, że teleportował się z terenu, ale nie mówi też, że zrobił to spoza.
Drugie (już kompletne marudzenie!) - Draco transmutuje kamień w bandaż. A na przykład złamaną nogę usztywnia się jednym zaklęciem (3 Tom Pottera we Wrzeszczącej chacie - "-Ferula. Natychmiast bandaże oplotły nogę, mocując ją ciasno do deseczki."). Ochronne zaklęcia rzucać umie, teleportować się potrafi, a podleczyć nogę już nie.
Dobra, koniec zgrzytania. To naprawdę bardzo dobry tekst, będę czytać. Już idę obserwować.
Pozdrawiam serdecznie i życzę tony weny!
Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę na błędy - z tym zaklęciem, faktycznie, nie wiem, o czym ja myślałam :D Jakoś wyleciało mi z głowy :/ A co do teleportacji, to wiem, że w Hogwarcie nie można było się teleportować, tyle że w czasie wojny Śmierciożercy zniszczyli przecież wszystkie ochronne bariery, więc czarodzieje mogli się teleportować :) Ale faktycznie - mogłam o tym napisać :)
UsuńDziękuję jeszcze raz i pozdrawiam :)
Przepraszam za opóźnienie w komentowaniu :)
OdpowiedzUsuńA więc Narcyza jednak nie żyje. Bardzo współczuję Draconowi straty najważniejszej kobiety na świecie. Draco został teraz sam z poczuciem winy. Dobrze ukazałaś jego emocje. Cieszę się, że zrobiłaś z niego postać ludzką, z wadami, słabościami, ale jednocześnie z pewną wrażliwością.
Zasmuciło mnie trochę to, jak potraktował swoich przyjaciół, ale kto w obliczu śmierci matki zajmowałby sobie głowę byciem uprzejmym? Z tego, co widzę, oni nadal będą się o niego troszczyć. To dobrze, każde wsparcie będzie mu teraz potrzebne :)
I pojawiła się Hermiona. Trochę zaskakujące, że pomimo tego wszystkiego pierwsza wyciągnęła rękę do wroga. Z drugiej strony była osobą wrażliwą, a widząc stan Malfoya, ulitowała się nad nim. W każdy razie ten gest był bardzo ładny ;)
Pozdrawiam :)
Nie ma sprawy - mamy przecież życie poza blogami :)
UsuńDziękuję za te słowa :) W KAŻDYM opowiadaniu Dramione, jakim czytałam, naprawdę, w KAŻDYM, Draco był badassem bez emocji i naczelnym maczo Hogwartu i dlatego chciałam go pokazać trochę z innej strony :)
Cieszę się, że tak zrozumiałaś intencje Hermiony, bo dokładnie o to mi chodziło :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Cieszę się, że to rozumiesz :)
UsuńNaprawdę? Ja akurat czytałam kilka opowiadań, w których Draco był przedstawiony lepiej, muszę jednak przyznać, że wiele osób kreuje go właśnie na kobieciarza i badassa. Tak się utarło, chociaż jest to pewna obraza dla kanonu. Także wielki plus, że Ty pokazujesz go inaczej - głębiej i realniej :)
No dobra, może przesadziłam - pamiętam jedno, w którym był taki naprawdę normalny. Ale to chyba nie było Dramione. Właśnie mnie denerwuje fakt, że tak się utarło - Draco przedstawiany jako cham i wyzywający Hermionę od szlam i innych, czasem gorszych, gdzie tak naprawdę nazwał ją tak tylko raz.
UsuńBardzo Ci dziękuję za te słowa :)
Nie jestem fanką Dramione, więc możesz być dumna *albo i nie*, bo tutaj mam zamiar zostać na dłużej.:)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze intryguje mnie twój sposób opisu Dracona. Tak jak wyżej ktoś wspomniał, najczęściej jest przedstawiany jako osoba skrajnie chamska. Twoje opisy Draco są zaś inne, co mi się bardzo podoba.
No i relacje z Hermioną nabierają tempa. :)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i dodaję do obserwowanych:)
[moj-romeo.blogspot.com]
Czemu Narcyza nie żyję? Nie zdziwiło mnie tu reakcja Hermiony, takie zachowanie do niej bardzo pasuje..Co do Dracona, to niezbyt podoba mi się w sposób w jaki potraktował swoich przyjaciół aczkolwiek go rozumiem.
OdpowiedzUsuń