Draco spędził w szpitalu
tydzień.
Nie tylko on leżał na wąskim i
twardym łóżku – w tym ponurym pomieszczeniu przebywało sporo osób, mniej lub
bardziej rannych. Powietrze wypełniał zapach eliksirów oraz jęki czarodziejów. Grant
starał się leczyć wszystkich na raz, ponieważ żaden inny uzdrowiciel nie chciał
przybyć do Hogwartu. Widocznie uznali, że jeśli wojna się skończyła, to nie
mają żadnych obowiązków wobec rannych czarodziei.
Draco obserwował pracę Granta i
stwierdził szybko, że ten potrzebuje wielu rąk do pomocy. Mężczyzna nie był znowu taki najmłodszy, jednak dwie
czy trzy dodatkowe osoby na pewno ułatwiłyby mu pracę. Hermiona biegała od
jednego pacjenta do drugiego i widać było, że jest wykończona. Pani Pomfrey,
która do tej pory pracowała jako pielęgniarka, przebywała na przymusowym
urlopie – profesor McGonagall zdecydowała, że ta powinna odpocząć i wyleczyć
wojenne rany.
Pomimo magii i pomocy eliksirów,
upragniona ulga w bólu nie przychodziła do pacjentów tak szybko, jak oni by
sobie tego życzyli. Draco przekonał się o tym na własnej skórze. Jego noga,
teraz już w pełni wyleczona, przestała boleć dopiero po kilku dniach.
Kiedy obudził się tamtego ranka,
Astoria przez cały czas trzymała go za rękę. Okazało się, że był nieprzytomny
przez prawie dwie doby! Grant podejrzewał nawet otrucie jakimś czarnomagicznym
eliksirem, a Astoria odchodziła od zmysłów i nie chciała słyszeć o tym, że
Draco może się nie obudzić. Zgodnie ze swoją obietnicą, Hermiona codziennie
podawała mu ohydną miksturę, która, co prawda zmniejszała ból, jednak
powodowała paskudne łomotanie w głowie.
Draco nie rozmawiał z żadnym z
pacjentów. Miał wrażenie, że ci cały czas coś szepczą i wskazują na niego
palcami. Jakby zrobił coś złego… Owszem, opowiedział się po nieodpowiedniej
stronie i popełnił masę błędów, ale ostatecznie nikogo nie skrzywdził.
Blaise i Pansy odwiedzili go
parę razy w szpitalu, ale nie zostawali na długo. Oboje dość mocno zaangażowali
się w odbudowę szkoły i po ich twarzach widać było, że są szczęśliwi. W ciągu
tych krótkich wizyt zasypali go ogromną ilością informacji z magicznego świata,
który, sądząc po ich słowach, zmieniał się na lepsze.
Astoria siedziała przy nim
całymi dniami, a w końcu, za namową Hermiony, odważyła się na pomoc pacjentom.
Grant z wielką radością przyjął parę nowych rąk do pracy, a Draco ucieszył się,
że bliska mu osoba robi coś pożytecznego i dobrego. Samej Astorii to zadanie
sprawiało ogromną radość. Opiekując się innymi czarodziejami, którzy znajdowali
się w szpitalu, dziewczyna nie zapominała o Draconie. Zwykle paplała bez sensu
o zupełne nieistotnych sprawach, ale młody Malfoy nie był zły – wiedział, że
Astoria robi to tylko po to, by on poczuł się lepiej.
Czas, który spędził w szpitalu,
utwierdził go w przekonaniu, że Hermiona jest osobą niezwykle wrażliwą i dobrą.
Biegała od jednego pacjenta do drugiego, poświęcając im cały swój wolny czas.
Stopniowo łamała bariery między sobą a Draconem, nawet nie mrugając, kiedy ten
rzucał złośliwe uwagi. Rozmawiała z nim na prawie każdy temat, nie osądzając
go, ani nie wypominając mu poprzednich lat. Kiedy próbował ją przeprosić,
ucięła rozmowę i stwierdziła, że nie chce rozdrapywać starych ran i woli zacząć
ich znajomość od początku. Dziwił się, jak Hermiona może przechodzić nad
wieloletnią nienawiścią do porządku dziennego, ale nie protestował. Była
pierwszą osobą, która dała mu szansę, mimo tego, że jej przyjaciele stanowczo
protestowali przeciwko temu.
Dość prędko stanął o własnych
nogach i chciał wypisać się ze szpitala. Grant stanowczo mu tego zabronił, a
jego słowa zostały potwierdzone faktem, że Draco po dłuższym wysiłku za szybko
słabł. Młody Malfoy pragnął udać się na grób matki. Dawno tam nie był, a
wiedział przecież, że nikt, oprócz niego, tam nie chodzi. Dlatego tak bardzo
zależało mu na wyjściu ze skrzydła szpitalnego.
Miał zapewnioną doskonałą opiekę
i, przede wszystkim, nocleg, jednak nie mógł znieść szeptów i rzucanych w jego
stronę oskarżycielskich spojrzeń. Atmosfera była gęsta, a inni pacjenci nie
odezwali się do niego nawet słowem. Po cichu mścili się za wszystkie krzywdy,
które wyrządził Lucjusz oraz za lata wyzwisk i obelg ze strony Dracona.
Raz nawet próbował zacząć
rozmowę z dziewczyną, chyba z Hufflepuffu, która leżała na łóżku obok niego,
ale stchórzył, widząc jej zaciśnięte usta i obrzydzenie w brązowych oczach.
Tyle lat gardził tchórzami, a tymczasem stał się jednym z nich. Czuł się
żałośnie.
Astoria cieszyła się jak
dziecko, gdy pewnego ranka Grant powiedział, że Draco może bez obaw opuścić szpital. Młodemu
Malfoyowi udzieliła się jej radość, ale zaraz zamyślił się. Być może wtedy po
raz pierwszy uświadomił sobie, że Astoria żywi do niego głębsze uczucia. Nie
chciał, by się w nim zakochała, bo zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie
odwzajemni jej uczuć. Nie potrafił jednak powiedzieć dziewczynie tego wprost;
napawał się świadomością tego, że jest ktoś u jego boku.
Grant wysłał Draco do małego
pokoju, uprzednio wręczając mu jego ubrania, żeby tam mógł się w spokoju
przebrać. Gdy spojrzał na swoją nogę, nie znalazł żadnego śladu po ranie. Blizny
pozostały jedynie w jego umyśle. Kiedy szybko się ubrał, poczekał na Granta.
Uzdrowiciel zajmował się kobietą w średnim wieku, więc Draco nie chciał mu
przeszkadzać.
Usiadł na swoim łóżku, teraz już
pościelonym. Astoria zniknęła z pola widzenia chłopaka, a przy Puchonce, do
której Draco chciał się odezwać, kręciła się Hermiona. Gdy Gryfonka odwróciła
się w jego stronę, w jej oczach pojawiło się zaskoczenie.
- Czemu jeszcze tu jesteś? –
zapytała.
W ustach innej osoby to pytanie
mogłoby zabrzmieć niegrzecznie, ale ona była chyba po prostu ciekawa.
Draco westchnął i spojrzał na swoje
dłonie. Odchrząknął.
- Chciałem tylko podziękować… -
zaczął niepewnie i podniósł wzrok na dziewczynę. Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
– Tobie i Grantowi – dokończył, mimo szyderczego prychnięcia Puchonki z
sąsiedniego łóżka.
Hermiona uśmiechnęła się lekko i
spuściła głowę.
- To nic takiego, naprawdę –
odparła. – Nie masz za co dziękować – dodała jeszcze.
- Wręcz przeciwnie – powiedział
szybko, a ona podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Nie zrobiło to
na nim wrażenia, przyzwyczaił się do jej dotyku.
- Skoro tak mówisz – wyszeptała.
– Obiecaj mi tylko, że nie popełnisz tylu błędów, co… - zawiesiła głos; chyba
nie wiedziała, jak dokończyć. Z wahaniem zabrała rękę i spojrzała mu prosto w
oczy.
- Obiecuję – odparł pewnie.
Hermiona odsunęła się od niego i
spojrzała gdzieś ponad jego ramieniem. Uśmiechnęła się szeroko.
- Przepraszam cię, ale muszę iść
– powiedziała, a w jej głosie zabrzmiały nuty jakby żalu.
- Jasne, idź – odparł szybko, a
Hermiona wyminęła go zręcznie i podeszła do pewnej staruszki. Draco wcześniej
dowiedział się, że to babcia Neville’a Longbottoma. Kobiecina, mimo swojego
niepozornego wyglądu, była bardzo głośna i stanowcza. Nie dawała sobie w kaszę
dmuchać, a jedyną osobą, której pozwalała się dotknąć, była właśnie Hermiona.
Draco rozejrzał się po szpitalu.
Nie lubił tego miejsca, ale nie miał dokąd pójść. Zdał sobie sprawę, że nie przychodzi
mu na myśl żadne miejsce, w którym mógłby spędzić kolejną noc. Mógł oczywiście
przespać się w jakiejś gospodzie, problemem były pieniądze. Bał się teleportować
aż na Pokątną, do Banku Gringotta.
Zobaczył Granta, odchodzącego od
pacjentki. Mężczyzna kierował się w stronę pomieszczenia, które uchodziło za
jego biuro. Draco szybko wstał i podszedł do niego, a Grant nagle się
zatrzymał. Miał nieobecny wzrok. Chyba się nad czymś zamyślił. Po kilku
sekundach przytomniej spojrzał na Dracona, a na jego twarzy pojawiło się
zdziwienie.
- Ty jeszcze tutaj? – zapytał
Uzdrowiciel.
Draco powstrzymał się od
prychnięcia. Jeszcze tydzień temu nie miałby skrupułów przed odpyskowaniem mu,
ale od tamtego czasu coś się zmieniło. Zrozumiał wiele rzeczy, a przede
wszystkim nauczył się szacunku do innych. Co, oczywiście, nie przychodziło
łatwo.
- Tak, jeszcze tutaj –
odpowiedział Draco po kilku sekundach.
Grant zmarszczył brwi.
- Źle się czujesz? – zapytał z
troską.
Młody Malfoy szybko pokręcił
głową.
- Nie, nic mi nie jest – odparł.
Przynajmniej fizycznie, dodał w myślach. – Po prostu chciałem panu podziękować
– wykrztusił z siebie po chwili i wyciągnął prawą dłoń w stronę Granta.
Kiedy mężczyzna uścisnął rękę
chłopaka, Draco pomyślał, jak ciężko było mu podziękować za wszystko
Uzdrowicielowi. Wcześniej nie okazywał wdzięczności nikomu. Ojciec nauczył go,
że inni czarodzieje nie zasługują na coś takiego ze strony Malfoyów. A Draco
wziął to sobie głęboko do serca.
Grant uśmiechnął się lekko.
Malfoy zauważył, że ten mężczyzna nie potrzebował pieniędzy czy nagród za swoją
pracę. Jemu wystarczyło zwykłe małe „dziękuję”. Uzdrowiciel przeprosił chłopaka
i odszedł, zostawiając Draco samego na środku szpitala.
Kiedy wychodził, nie oglądał się
za siebie. Czuł na plecach spojrzenia pacjentów i strzępki rozmów. Z tego, co
udało mu się usłyszeć, wywnioskował, że nie był tu mile widziany i czarodziejom
wyraźnie ulżyło widząc, że młody Malfoy opuszcza szpital. Chłopak drżącymi
rękoma pchnął wielkie drzwi i znalazł się na korytarzu.
Zdziwił się, bo to piętro nie
wyglądało tak źle, jak inne części zamku. Zachowało się bardzo dobrze, z
wyjątkiem wybitych okien i zakurzonej podłogi. Draco ruszył powoli i
zastanawiał się, gdzie mógłby pójść. W pierwszej kolejności chciał odwiedzić
grób matki, jednak bał się teleportacji. Jego rozmyślania przerwała Astoria,
która zawołała go po imieniu.
- Draco!
Chłopak odwrócił się w jej stronę.
Od jakiegoś czasu widywał ją w mugolskich ubraniach, z włosami związanymi w
kucyk i bez śladu makijażu na twarzy. Jej cera nabrała rumieńców. Ktoś mógłby
powiedzieć, że nie wygląda jak czarownica z bogatej rodziny, ale Draco myślał
inaczej.
Dziewczyna podbiegła do niego
szybko.
- Powinnaś być w szpitalu –
powiedział cichym, acz stanowczym głosem, wskazując głową na drzwi za jej
plecami.
Astoria skrzyżowała ręce na
piersiach i uniosła lewą brew.
- Czyżby? – zapytała
buntowniczo. Zaraz jednak zmieniła wyraz twarzy na bardziej zatroskany. Wydawać
by się mogło, że ciężko jej było złościć się na Draco. – Możesz na mnie
poczekać – wyszeptała, podchodząc bliżej.
- Dam sobie radę – odparł
pewnie, choć sam się tak nie czuł. – Dziękuję, że byłaś przy mnie, ale naprawdę
sobie poradzę.
Astoria westchnęła i zagryzła wargę.
- Zabrałabym cię do mojego domu,
ale ojciec… - urwała w pewnym momencie i spojrzała na niego uważnie. – Może
znajdę Blaise’a? Na pewno kręci się gdzieś niedaleko…
- Astorio, spójrz na mnie –
przerwał jej wywód i położył dłonie na ramionach dziewczyny. Patrzył prosto w
oczy swojej towarzyszki. – Dam sobie radę. Wracaj do pracy, zobaczymy się
później – powiedział z uśmiechem.
Dziewczyna zagryzła wargi, było
widać, że się waha. Po chwili kiwnęła głową.
- Dobrze, ale gdyby coś się
stało, natychmiast wyślij mi sowę – powiedziała. Kiedy Draco w odpowiedzi
pokiwał głową, odwróciła się i szybko pokonała odległość dzielącą ją od drzwi.
Nagle w jego głowie zarysował
się plan. Najpierw poszuka Blaise’a, może przyjaciel pomoże mu znaleźć nocleg.
Potem postara się jakoś odkupić winy, pomagając w odbudowie zamku. Potterowi na
pewno przyda się każda para rąk do pracy. A co dalej? Nie chciał wybiegać tak
daleko w przyszłość.
Powolnym krokiem szedł przez
Hogwart. Zamek wyglądał o wiele lepiej niż tydzień temu. Nadal korytarze były
zawalone gruzami, ale czarodzieje sprawnie sobie z tym radzili. Wyszedł na
szkolny dziedziniec i zobaczył Pottera oraz Weasley’a, którzy usiedli na
zniszczonych schodach i zajadali się kanapkami. Malfoy rozejrzał się; ludzie
pomagający przy odbudowie zamku najwidoczniej mieli przerwę w pracy, bo każdy z
nich znalazł sobie miejsce na chwilowy odpoczynek.
Draco dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że czarodzieje szepczą coś za jego plecami. Kiedy przechodził
obok pewnej kobiety, niewiele starszej od niego, ta prychnęła. Jej ojciec
uciszył ją szybko.
- Sally, uspokój się. To
morderca. Nic nie wart naszej uwagi – powiedział mężczyzna, patrząc na Dracona
wściekłym wzrokiem.
Morderca?
Wybaczcie mi ten poślizg. Naprawdę nie mogłam wcześniej dodać rozdziału, a powód jest chyba dosyć błahy - brak czasu.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać. Rozdział chyba mi się podoba, chociaż nie jestem do niego przekonana.
Ech, idę się uczyć. Prezentacja z polskiego sama się nie zrobi, prawda?
Aha, co sądzicie o nowym szablonie?
Jeee, wreszcie rozdział! - to była moja pierwsza myśl po ujrzeniu nowej notki. :D
OdpowiedzUsuńNowy szablon jest świetny, odpowiadając na Twoje pytanie. Naprawdę, lepszy niż na niejednej szabloniarni, masz talent. ;)
A teraz co do rozdziału - opisałaś wszystkie zmiany, jakie zaszły w Draco podczas pobytu w szpitalu. Jest ich niemało, ale wydają się być całkowicie zrozumiałe. W ogóle gratuluję, bo opisałaś jego emocje gładko i nie mam żadnych zastrzeżeń (a ja lubię mieć zastrzeżenia, więc strzeż się xD).
No, no, no, a podobno Puchoni to ciapy etc. Oczywiście zupełnie nie zgadzam się z tym stereotypem, ale jednak miło mnie zaskoczyłaś postawoą Puchonki (oczywiście jeśli można to tak nazwać, bo przecież była nastawiona przeciwko Draco xD).
Bardzo mi się podobają stosunki Malfoya z Astorią. Są ciepłe, aż miło się czyta. I podoba mi się jeszcze to wahanie Draco - wie, że musi powiedzieć Astorii, że jej nie kocha, ale nie ma pojęcia, jak to zrobić.
Taaak! Niech Draco zamieszka na razie u Blaise'a. Wyczuwam zabawne momenty i duuuuużo przyjacielskich spotkań z innymi. :D (Tia, warto pomarzyć. xD)
Miałam powiedzieć Ci coś jeszcze, nawet było tego bardzo dużo, ale jak zwykle podczas czytania zapomniałam. Wybaczysz mi?
Ściskam mocno,
Ap
Powiem tylko jedno - EKSTRA! :) [nie jestem zbyt dobra w recenzjach :/]
OdpowiedzUsuńOdkryłam twojego bloga dosłownie wczoraj i już od prologu wiedziałam, że warto zagłębić się w twoje opowiadanie. Czasami mam dość Dramione typu "opery mydlanej", ponieważ nie zawsze ma to coś wspólnego z prawdziwym życiem [ale pomarzyć zawsze można ;)]
Dużo, dużo weny życzę!
Widzę, że z każdym nowym rozdziałem Draco staje się mądrzejszy. Dojrzewa, ale musi też płacić za to gorzką cenę ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Blaise i Pansy odwiedzili go w szpitalu, że dalej przy nim są. I że zaangażowali się w odbudowę Hogwartu :)
Hermiona w Twoim opowiadaniu jest anielsko wyrozumiała. Co prawda wydaje mi się, że oryginalnej mogłyby w jakiejś chwili puścić nerwy, ale podoba mi się, jak ją opisujesz, jak jej zachowanie odbiera Draco. Myślę, że dziewczyna nie leczyła tylko jego ciała, ale też i duszę. Pojawił się między nimi jakiś piękny zalążek szacunku i ciepła <3
No i końcówka... Cieszę się, że pokazałaś ten aspekt - wytykanie palcami i rzucanie obelg. Tak niestety reagują ludzie, choć akurat to nie na Draconie powinna skupić się ich pogarda.
Pozdrawiam :)
Witam i przeprzaszam, że dopiero dziś komentuję, ale musiałam się przygotować do próbnych matur ;/
OdpowiedzUsuńKurczę Draco u ciebie to naprawdę fajny facet, widać że od czasów szkoły się bardzo zmienił. No i Hermiona jest kanoniczna, co bardzo mnie cieszy( nie cierpię czytać o Hermionie jako o pięknej Emmie), Cóż rozdział bardzo mi się podobał. I z niecierpliwością czekam na kolejny ;D
Pozdrawiam!
zobaczyłam każdy Twój blog (i każdy szablon) i muszę stwierdzić, że robisz śliczne szablony :) Może zapiszesz się do jakiejś szabloniarni? Fajnie by było zobaczyć twoje szablony i fajnie, gdyby można było je pobierać :D
OdpowiedzUsuńZapisałam się - jej adres to unfaithful-heaven.blogspot.com :) Serdecznie zapraszam :)
Usuń